Setki, a może nawet tysiące języków i dialektów z całego globu. Pokaz siły „Google translate” robi ogromne wrażenie. Ale czy w praktyce jest to poparte jakąkolwiek nauką ? Trudno tak powiedzieć, gdyż wystarczy napisanie kilku zdań, aby w zderzeniu z rzeczywistością, czyli lektorem danego języka obcego mieć część z nich przekreśloną na czerwono.
Strona ta służy do tłumaczenia języków. Można je tłumaczyć w różnej konfiguracji oraz kolejności z uwzględnieniem zasad pisowni danego języka. I właściwie na tym plusy się kończą, gdyż w praktyce strona zajmuje się wyłącznie suchym tłumaczeniem pojedynczych słów bez uwzględnienia nawet najdrobniejszej zasady gramatycznej. A przecież oczywiste jest to, że języki w większości nie są ze sobą spokrewnione pod względem gramatycznym i stylistycznym. Zdarzają się różne strony, odmiany, czasy – Google tego nie uwzględnia. Liczy się zero-jedynkowe wysuszone tłumaczenie. Dość powiedzieć, że esencją języków są idiomy, które zapewne jakkolwiek da się odzwierciedlić, ale nikt ze zdrowym rozsądkiem tego nie czyni, bo to najzwyczajniej bez celu. Ale nie dla googlowskiego tłumacza. Tam nawet idiom jest do cna przetłumaczony uzyskując efekt… czego ? No właśnie. Niczego. A jeśli ktoś powie – w słowniku też występują tylko proste tłumaczenia poszczególnych słów, to uwaga – nie jest tak do końca. W dobrej, a nawet średniej jakości słowniku języka obcego po średniku, w nawiasie, po myślniku – nieistotne, są uwzględnione wartości gramatyczne. Na ten przykład w języku łacińskim w nawiasie obok wyrazu zawsze mamy dookreśloną liczbę mnogą oraz rodzaj w odpowiedniej końcówce. Ponadto warto zwrócić uwagę, że i z tymi pojedynczymi wyrazami bywa problem, ponieważ często w definicjach słownikowych danego wyrazu występuje kilka określeń zastępczych, które w tym samym znaczeniu mogą być używane naprzemiennie – Google – tłumacz z kolei podaje tylko jedną możliwą wersje i to taką jaka się tej aplikacji podoba.
Przykre są skutki używania opisanego tłumacza, a niestety coraz większa liczba dzieciaków z tego właśnie korzysta. Trudno również szukać winnych, można zarzucić winę nauczycielom, którzy nie potrafią zachęcić swoich podopiecznych do większego wysiłku, można zarzucić winę rodzicom za brak dopilnowania, a na końcu samym dzieciakom za pójście na łatwiznę. Bez względu na to czyja to wina uważajmy podczas tłumaczeń na wszelkie aplikacje i ich narzędzia.
Tagi: Google tłumacz, Google translate